Książka, która szturmem podbiła świat. Co wyróżnia podejście Marie Kondo i na czym polega jej magia?
Pozbywanie się
Najważniejszym etapem sprzątania jest pozbycie się nadmiaru, nie sposób zaprowadzić porządek kiedy rzeczy jest za dużo, wiadomo. Bardzo ciekawe jest natomiast kryterium według, którego należy wyrzucać rzeczy. Autorka jest zdania, że powinniśmy pozbyć się wszystkiego co nie sprawia nam radości. Jeśli myślicie teraz „została by mi jedna sukienka i kieliszki do wina” to śpieszę wyjaśnić. Pojęcie „sprawia radość” jest bardzo ogólne, ale kryje się za nim np. to, że lubimy funkcjonalność danego przedmiotu, albo może jest zupełnie niefunkcjonalny, za to piękny i lubimy na niego patrzeć.
Specjalne wydarzenie
Marie Kondo namawia, żeby porządki zrobić raz a porządnie, należy wyznaczyć sobie dzień/weekend/tydzień i w tym czasie zamknąć temat, wyrzucić co jest do wyrzucenia i sprzątnąć to co zostaje.
Kolejność wykonywania działań
Autorka odradza sprzątanie według pokoi, bo jak słusznie zauważa, czasami przechowujemy te same przedmioty w różnych miejscach i pokojach. Żeby nie wrócić do bałaganu, powinniśmy też trzymać się odpowiedniej kolejności rzeczy, które bierzemy na tapet. Kolejność ta jest podyktowana tym jak trudno będzie nam się rozstać z danymi przedmiotami, wygląda to tak:
Ubrania (ale także akcesoria, biżuteria, buty i torebki)
Książki
Papiery i dokumenty
Różności-komono (sprzęty elektroniczne, przybory kuchenne itp.)
Przedmioty sentymentalne i pamiątki.
Po zastosowaniu się do wymienionych wytycznych efektem powinien być czysty dom wypełniony tylko tym co nas naprawdę cieszy. Idylla, co?

Bajka:
Powiem szczerze, że przed lekturą książki koncept posiadania tylko ulubionych przedmiotów wydawał mi się tak samo pociągający jak niemożliwy do zrealizowania. Przecież „ulubieństwo” to żaden mierzalny wyznacznik. Z książkami Marie Kondo jest jak z horrorami Stephena Kinga, jak masz komuś opowiedzieć o czym jest (plama na wodzie zjada ludzi z tratwy) to nie brzmi to dobrze, ale jak czytasz to nie możesz się oderwać. W „Magii sprzątania” koncepcja jest tak prosta, że wydaje się wręcz trywialna i nieskuteczna, ale to wszystko ma sens kiedy weźmie się za lekturę. Podejście Marie do przedmiotów jest bardzo dalekowschodnie, proponuje ona wewnętrzny dialog między nami, a tym co posiadamy. Pewnie nie wszystkich to przekonuje, ale ja bardzo lubię zastanawiać się nad tym co mam i dlaczego. Po przeczytaniu jej pierwszej książki pozbyłam się tylu rzeczy z wynajmowanego wówczas 30 metrowego mieszkania, że zlikwidowaliśmy jedną półkę ścienną i szafkę. Drugą kupiłam na olxie w papierowej formie, żeby przeczytała ją moja mama. Jeśli to Was jeszcze nie przekonało, to ja już nie wiem!
Ola:
W przeciwieństwie do Bajki, ja wyrosłam z marzeniem wielkiej garderoby niczym Carrie Bradshaw, co oznaczało raczej gromadzenie ubrań aniżeli ich wyrzucanie.
Marie Kondo jednak logicznie zachęciła mnie do pozbycia się po raz pierwszy w moim dorosłym życiu, kilku worków ciuchów (bo to z tym mam największy problem), za co jestem jej wdzięczna (co ciekawe, wcale nie odczułam znaczącej zmiany objętości szafy). Natomiast już po roku złapałam się na tym, że znów mam za dużo i nie mam w co się ubrać! Dlatego dopiero po lekturze książki Asi Glogazy „Slow fashion. Modowa rewolucja” (polecam bardzo!) znalazłam czego mi w książce brakowało:
- kwestia zdefiniowania własnego stylu, według którego następnie możemy uzupełniać szafę (my pisałyśmy o tym tutaj: Wzorzysta szafa kapsułowa)
- co zrobić ze swoimi ciuchami (ona wyrzuca, a mnie to zbyt boli…) – u mnie najbardziej się sprawdziło sprezentowanie rodzinie i przyjaciołom, dzięki czemu mogę daną rzecz dalej się cieszyć, ale na kimś innym 😀 (trochę egoistycznie to brzmi, no ale)
- podkreślenie, że nawet jak widok danej rzeczy nie tryskasz radością, może ona jednak zostać ze względu na swoją funkcjonalność.