Istnieje mnóstwo możliwości na rozpoczęcie drogi do Zero Waste. Można wybrać łatwiejszą (Bajka) albo lekko ekstremalną (Ola). Dziś przedstawimy wam jak to wyglądało u każdej z nas.
BAJKA
Jak to się zaczęło?
Dawno, dawno temu (wiosną 2017 roku) szukałam w internecie sposobu na balkonowy kompostownik, taki sobie wymyśliłam kaprys. W ten sposób trafiłam na bloga Kasi Wągrowskiej ograniczamsie.com no i przepadłam. Z każdym postem spływało na mnie światło i wtedy już wiedziałam, że to jest droga dla mnie. Po przeczytaniu wszystkiego podjęłam działanie…
Pierwszy krok
No i zaczęło się najprościej na świecie, od zmiany mydła w płynie na mydło w kostce. Nawet nie musiałam wychodzić z domu, jedno szare mydło w kostce miałam gdzieś zachomikowane po filcowaniu na mokro. Tylko tyle i aż tyle. Tamtej nocy (bo ja wszystkie rewolucje przeprowadzam nocą) spisałam sobie eko dekalog, zapisałam m.in. że nie kupię kosmetyków w plastiku, poliestru, a foliówki to już nigdy więcej. Z drobnymi potknięciami dotrzymałam danego sobie słowa.
A dalej...
Później już poszło lawinowo. Kosmetyki DIY, kubeczek menstruacyjny, woreczki wielorazowe, szczoteczka bambusowa… Analizowałam jednorazówki, których używam na co dzień i zamieniałam na ekologiczne alternatywy. Tak na przykład było ze słomkami do picia. Codziennie zużywałam jedną plastikową słomkę (proszę nie palić mnie za to na stosie!), picie przez słomkę to jedyny sposób, żebym piła w trakcie pracy. Zauważyłam ten proceder i zamieniłam jednorazówki na słomki stalowe. W ten sposób zastąpiłam większość rzeczy, z których korzystam codziennie, ale o szczegółach będzie w innym wpisie ;).
Jaki jest mój cel?
Jeśli mowa o początku drogi, to trzeba wiedzieć gdzie ta droga prowadzi. Ja zawsze mam duże i być może mało realne marzenia. Chciałabym pewnego dnia, żeby mój kosz na plastiki przestał mi być potrzebny.

OLA
Mój początek
Moja przygoda z Zero Waste zaczęła się od końca i w sumie średnio świadomie. Powodem wcale nie była redukcja plastiku, a chemii, którą używam i wrodzone (a może wyuczone?) wybieranie tego, co naturalne.
Do rzeczy! Zaczęłam od czegoś, na co większość ludzi robi dziwną minę i od razu patrzy na moje włosy… bo zaczęłam je myć samą wodą (czasem mówię, że “nie myję”, bo dla wielu ludzi to nie mycie, a mnie całkiem bawi reakcja malująca się im na twarzy). Od półtora roku dzięki temu przechodzę obojętnie obok wszystkich kosmetyków do włosów, a objętość mojej kosmetyczki się radośnie zmniejszyła (co się całkiem przydaje na przykład na loty z bagażem podręcznym).
Kolejny krok
Potem zastanawiałam się nad kubeczkiem menstruacyjnym (znów powód raczej logiczny: kwestie higieny, ułatwienia sobie życia w te dni). Poradziłam się Bajki, przez co weszłyśmy na temat całej idei Zero Waste, która okazała mi się bardzo bliska. Świadomie już zachciałam spróbować ekologicznego zamiennika – maszynki do golenia z wymiennymi ostrzami, tzw. safety razor (naprawdę nie potrafię wyrzucić jednorazowej maszynki do golenia po jednym użyciu). Jako że bałam się rozlewu swojej krwi, wpierw musiałam przegadać to z moim doradcą do „rzeczy nietypowych”, która mi po prostu maszynkę sprezentowała (czytaj: Bajka, wygrzebała mi maszynkę po dziadku, a że dziadków niestety nie mam to prezent super!)
Najprostsze na końcu...
Na końcu dopiero przyszła pora na własne torby i woreczki (tak jak mówiłam, zaczęłam od końca, a najprostsze zaczęłam niedawno) – wyprowadziłam się z domu i nastał czas samodzielnych zakupów. Biedny student za granicą musiał liczyć każdy grosz (a raczej cent, więc jeszcze gorzej) to jednak własna torba na stałe musiała znaleźć miejsce w torebce. I tyle.
Mój cel
Gdzie jest cel mojej podróży sama jeszcze nie wiem. Jest to dla mnie przygoda, w której po prostu widzę sens. Skoro mogę nie używać plastiku (albo przynajmniej znacząco go ograniczyć), to czemu nie? Nie stawiam sobie wielkiego celu w tym momencie, ale dynamicznie dostosowuję ideę Zero Waste do mojego aktualnego stylu życia. Wybieram świadomie i staram się marnować mniej. Less waste.
A jaki był Wasz pierwszy krok?

U mnie wszystko zaczęło się od wykorzystywania kartek z jednej strony zadrukowanych 🙂
Ej faktycznie! To też jeden z super sposobów, bo jednak fajniej pewne rzeczy zapisywać na papierze niż na komputerze 🙂
Ja to chyba rodzinnie..najpierw przez ‚to sie moze przydac’ szukanie kreatywnych rozwiazan dla odpadow …a potem juz zobaczylam problem smieciowy w krajach trzeciego swiata i w pieknych niebieskich anwenach, staram sie wiec nie dodawac:D
Jak tak czytam te komentarze to faktycznie chyba bardzo dużo zaczyna się właśnie w domu! A problem plastiku w morzach jest faktycznie dający do myślenia. Precz foliówkom! 😀